🦍 Polowanie Na Dziki Rumunia
Główny Lekarz Weterynarii poinformował, że wykonywanie polowań w tym polowań na dziki, nie stanowi czynności podlegających bezpośredniemu nadzorowi organów Inspekcji Weterynaryjnej. Organy Inspekcji Weterynaryjnej współpracują z kołami łowieckimi, myśliwymi niezrzeszonymi oraz leśniczymi w zakresie bezpieczeństwa biologicznego
2. Prowadzący polowanie obowiązany jest dopilnować spełnienia obowiązku, o którym mowa w ust. 1. 3. Prowadzący polowanie, na prośbę myśliwego, powinien udzielić mu pomocy podczas dochodzenia postrzałka zwierzyny grubej. 4. Myśliwy dochodzący postrzałka nie może wymagać przerwania polowania. 5.
Polowanie trwało siedem godzin. W czwartek na terenie obwodu łowieckiego 69, czyli w lasach pomiędzy Gdańskiem i Gdynią, odbędzie się kolejny odstrzał dzików. W trakcie ostatniego, który odbył się pod koniec listopada tego roku, padło dziewięć zwierząt. Polowanie rozpoczęło się o godzinie 8:00 rano i potrwa siedem godzin.
Witajcie, w tym materiale:Wybrałem się na nocne polowanie na dziki i drapieżniki.Po dotarciu do łowiska zatrzymałem samochód na polnej drodze przy drodze asf
Jeśli chcesz możesz zostać patronem Sudeckiej Ostoi. https://patronite.pl/SudeckaOstoja Zapraszam na stronę na fb https://www.facebook.com/Sudecka-Ostoja-996
Subskrybuj mój kanał: https://tiny.pl/971sd Zobaczcie sami.. fajnie widać zachowanie loch w momencie kiedy wyczuwają niebezpieczeństwo,
Polowania na dziki. Jednymi z najpopularniejszych polowań są polowania na dziki. Polowanie na dziki odyńce, wycinki, przelatki, lochy i warchlaki odbywa się przez cały rok. Podczas polowania, myśliwemu towarzyszy pilot oraz profesjonalny podprowadzający, który wskazuje zwierzynę do odstrzału.
Szarża odyńca. Polowanie na dziki stwarza wiele groźnych sytuacji, w których możemy stracić życie, dlatego każdy myśliwy musi umieć zatamować krwawienie. Reklama. Najczęściej dochodzi do wypadków podczas dochodzenia postrzałków, ale w czasie polowań zbiorowych narażeni na atak są również podkładacze psów i naganiacze.
polowanie na dziki z psem; polowanie z ambon; polowania na ptactwo i drapieżniki; pędzenie. Jaki sposób polowania wybrać? Podpowiadamy. Wybór rodzaju polowania zależy od indywidualnych preferencji i celów myśliwego. Każdy z nich oferuje inne doznania, dlatego warto zapoznać się z różnymi ich rodzajami.
qMHjrt3. Wirus afrykańskiego pomoru świń (ASF) cały czas się rozprzestrzenia nie tylko w naszym kraju. W Polsce mamy w tym roku rekordową liczbę zainfekowanych chlewni (110 ognisk). Stwierdzono również grubo ponad dwa tysiące przypadków chorych dzików. Rząd panicznie boi się protestów rolników. Jedynym pomysłem polityków PiS-u jest wystrzelanie dzików, dlatego w całym kraju powiatowi lekarze weterynarii zwiększają odstrzał sanitarny. Z nieoficjalnych wypowiedzi wynika, że mamy w tym sezonie strzelić o 100 procent więcej dzików! Jest to nierealne, ale upolityczniony związek ma zakneblowane usta. Termo i nokto Zgoda na używanie nowoczesnej technologii przy redukowaniu dzików pozwoliło zwiększyć odstrzał, ale w moim odczuciu doszliśmy do ściany. Statystyki spadają, ponieważ populacja dzików jest zdecydowanie mniejsza, a dodatkowo… Dziki to wyjątkowo inteligentne zwierzęta, które bardzo szybko się uczą. Osobiście widziałem watahę, która widząc światła nadjeżdżającego samochodu uciekła do lasu. Presja ze strony myśliwych wywołuje omijanie „niebezpiecznych” miejsc nawet nocą. Wyczerpują się proste rozwiązania, a rząd i naczelny komisarz Paweł Lisiak nie ma żadnego pomysłu. Jedynym rozwiązaniem – którego rząd PiS-u nie jest wstanie zaakceptować – to oddanie nam samorządności. To w ciągu kilku miesięcy spowodowałoby przywrócenie sprawnego działania wszystkich struktur PZŁ. Kolejnym krokiem powinno być zlikwidowanie procedur zgłaszania polowania zbiorowego, czyli najbardziej skutecznego sposobu redukcji dzików – im więcej takich polowań tym więcej dzików na pokocie. Warto również zezwolić na odstrzał dzików w rezerwatach przyrody. W wielu miejscach kilkanaście lub kilkaset hektarów chronionego obszaru jest rezerwuarem dziczej populacji. Opowieści Zarządu Głównego o kompensatorach huku (tłumikach), łucznikach, których mamy kilkuset w skali kraju, czy zaangażowaniu myśliwych niestowarzyszonych – nie warto komentować. ASF w Europie Wszystkim się wydaje, że redukcja dzików rozwiąże problem, co jest utopią. Ograniczanie populacji to bardzo długi proces, który paraliżują skomplikowane procedury służb weterynaryjnych i brak chłodni, których nie umie od dwóch lat kupić Zarząd Główny PZŁ. Politycy opowiadaj bajki, że poszczególne kraje radzą sobie dużo lepiej. To fikcja, której nikt nie umie zdementować. Dlatego jestem zmuszony podać kilka faktów! Na Litwie służby weterynaryjne stale informują, że znajdowane są padłe dziki. W tym roku Litwini mają 120 przypadków. Ostatni w zeszłym tygodniu w okręgu Kretinga, gdzie znaleziono osiem padłych dzików. W sumie w 11 okręgach wykryto wirusa ASF. Na Łotwie wykryto w tym roku 47 przypadków, w Estonii potwierdzono 218. W Niemczech, gdzie rozstawiano płoty i wydano miliony euro ujawniono 1700 przypadków, na Słowacji 1400, na Węgrzech 2500, w Rumunii 800, w Bułgarii 200, a w Serbii ponad 70. Wirus nigdzie nie omija chlewni, choć trzeba przyznać że tylko Rumuni nas wyprzedzają W tym roku stwierdzono 2 ogniska na Łotwie, w Estonii – jedno, w Bułgarii – 5, w Niemczech – 3, na Ukrainie – 9, w Serbii – 33 , a w Rumunii – ponad 1300! W wielu krajach wprowadzono dragońskie przepisy. Żadne osoby nieupoważnione nie mogą wchodzić do chlewni, a świnie nie mogą być trzymane z innymi zwierzętami oraz muszą być karmione wyłącznie paszą poddaną obróbce termicznej. Brak skuteczności Politycy w naszym kraju od początku walkę z wirusem koncentrują na odstrzale dzików. Choć wszyscy mają świadomość, że transmisja na duże odległości odbywa się za pośrednictwem żywności oraz poprzez nielegalny handel prosiakami. Organizacje sprzeciwiające się depopulacji mają niestety rację, żadne „płoty” nie ograniczą migracji dzików, a służy weterynaryjne powinny się skupić na poszukiwaniach padłych dzików we wszystkich strefach, gdzie aktualnie występuje wirus. W Danii wystrzelano dziki. Tak, ale minister zapomina dodać, że w tym kraju żyło ich około 100 sztuk i nie miały się gdzie schować. W żadnym innym kraju europejskim ta „sztuczka” się nieudała. Z wirusem ASF będziemy walczyć kilka dziesięcioleci i rolnicy muszą produkcję tuczników odizolować od otoczenia. Słaby, rozbity i upolityczniony związek niestety przestał być partnerem dla rządu. Nikt nas nie słucha, dlatego Sławomir Izdebski staje się „fachowcem” większym niż cały PZŁ. Jego kosmiczne i chore wizje stworzenia „agencji rządowej” dla spanikowanych polityków odpowiadających za walkę z afrykańskim pomorem są jak wirus. Minister Giżyński wpadł w obłęd i żyje nadzieją zapanowania nad bałaganem, który sam stworzył. Za wszelką cenę chce uratować swoje stanowisko i jest gotowy zawrzeć pakt z samym diabłem. Nikt się nie spodziewał, że w cztery lata niekompetentni i nie mający doświadczenia partyjni nominaci zniszczą pozycję PZŁ, na którą pracowało kilka pokoleń myśliwych. Jestem pewien, że jeśli Jarosław Kaczyński zdecyduje się zmienić ustawę łowiecką to minister wszystkie funkcje obsadzi partyjnymi kolegami. Skutek będzie katastrofalny, ale w konsekwencji powrót do obecnego modelu nie będzie już możliwy i tego musimy mieć świadomość.
Koło łowieckie Jeleń planuje dodatkowe polowania na dziki Koło łowieckie nr 53 Jeleń informuje, że planowane są dodatkowe polowania zbiorowe na dziki. Mają one na celu zmniejszenie liczebności zwierząt w okolicznych... 4 listopada 2021, 9:33 Odstrzał dzików w Żaganiu, okolicach oraz w Lubuskiem. Wojewoda zarządził odstrzał ponad 16,5 tys. zwierząt! Do końca roku we wszystkich powiatach województwa lubuskiego z rąk myśliwych, którzy zajmą się odstrzałem sanitarnym, zginie 16 586 dzików. W ten sposób w całej... 12 kwietnia 2021, 14:58 Łódzkie. Wojewoda zarządził polowania na dziki. Zastrzelą prawie 600 zwierząt w dziewięciu powiatach oraz Piotrkowie i Skierniewicach Do końca marca w dziewięciu powiatach województwa łódzkiego oraz w Piotrkowie Trybunalskim i Skierniewicach zastrzelonych ma zostać 577 dzików. Wojewoda łódzki... 28 lutego 2021, 15:56 Bydgoszcz. Myśliwi polują na fordońskich górkach - mieszkańcy są zaniepokojeni Mieszkańcy Fordonu alarmują, że na tzw. górkach myśliwi regularnie polują – słychać strzały, także po zmroku. Strzela się głównie w weekendy. 15 listopada 2020, 8:16 Myśliwy z Wrocławia zastrzelił konia podczas nocnego polowania. Tłumaczył, że pomylił go... z dzikiem Do zdarzenia doszło podczas księżycowej nocy z 29 na 30 sierpnia. Myśliwi z wrocławskiego koła łowieckiego „Róg” zorganizowali polowanie w swoim obwodzie... 10 września 2020, 18:01 Las należy do myśliwego i flinty jego... [polowania w lasach na terenie Bydgoszczy i pod Bydgoszczą] Nie pobiegasz i nie pospacerujesz, nie pojeździsz też rowerem. Przez myśliwych, którzy w podbydgoskich lasach polowania planują co weekend. 10 stycznia 2020, 10:05 Odstrzał dzików w Wielkopolsce. Czy zakończył się krwawą rzezią? Czy styczniowy odstrzał dzików w Wielkopolsce zakończył się krwawą rzezią? Okazuje się, że myśliwi upolowali o tysiąc osobników mniej niż w tym samym okresie w... 10 marca 2019, 8:01 „To dla dobra dzików”. Ekolodzy uniemożliwili organizację polowania w Borkach na Lubelszczyźnie Borki (woj. lubelskie). Trwa ostatni weekend skoordynowanych polowań na dziki. W sobotę rano, w pobliżu miejscowości Borki, zebrali się myśliwi, którzy chcieli... 29 stycznia 2019, 10:04 Epidemia ASF? W powiecie gdańskim będzie niewiele polowań Ministerialne polecenie odstrzału dzików spotkało się z różnymi opiniami naukowców. Myśliwi również nie byli zachwyceni niespotykaną wcześniej redukcją. 20 stycznia 2019, 15:01 Ta rzeź dzików u nas, czy jednak za oceanem? [UWAGA! DRASTYCZNY FILM] Temat odstrzału dzików w związku z ASF (afrykański pomór świń) poruszały niemal wszystkie media w kraju, od lokalnych po ogólnopolskie giganty. Temat podgrzewał... 15 stycznia 2019, 13:21 W ten weekend w naszych lasach odbędą się polowania na dziki Mimo sprzeciwu ekologów i niekiedy samych myśliwych ruszyły masowe polowania na dziki. W ten weekend odbędą się one w lasach w naszej okolicy. 15 stycznia 2019, 9:01 Oleśnica: Koła łowieckie szykują się do wielkoobszarowych polowań W całej Polsce aż grzmi od masowego wybijania dzików, które ma ruszyć 12 stycznia. Jak to wygląda w naszych lasach? 8 stycznia 2019, 12:00 Małopolska. Polowania na dziki. Myśliwi szykują strzelby, a ekolodzy akcję protestacyjną Intensywne odstrzały dzików, które w jeszcze w styczniu planują myśliwi z Małopolski, nie będą odstrzałami sanitarnymi. Łowczy nie dostaną więc za nie pieniędzy... 7 stycznia 2019, 17:31 Małopolska. Myśliwi idą masowo na dziki. Cel? Zatrzymać afrykański pomór świń Zaplanowane na styczeń w całej Polsce, także w okolicach Krakowa, polowania mają ograniczyć populację zwierząt roznoszących wirus ASF 3 stycznia 2019, 16:22 Kłusownicy w Warszawie. Polują na dziki...w Wilanowie Kłusownicy w Warszawie. Wnyki, strzały w zaludnionej okolicy i brawurowa ucieczka z miejsca przestępstwa. Amatorzy nielegalnego odstrzału zwierząt czują się w... 18 stycznia 2016, 7:41 Polowanie na dziki z konopią indyjską w tle Podczas polowania na dziki w miejscowości Luszyn (powiat Gostynin) kobieta postrzeliła 30-letniego mężczyznę, który przebywał w rejonie polowania. Mężczyzna... 30 maja 2012, 13:31 Scena z polskiego lasu rozbawiła leśników, internauci też się śmieją [WIDEO] Dzikie spa – taki tytuł mogłoby nosić nagranie, jakie obiegło media społecznościowe. Na wideo zarejestrowano stado dzików beztrosko taplających się w błocie... 31 lipca 2022, 9:33 Transport żywych zwierząt w powiecie rawickim z naruszeniami. Inspektorzy transportu drogowego wykryli szereg nieprawidłowości u przewoźnika 26 lipca 2022 roku leszczyńscy inspektorzy Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego w Poznaniu prowadzili wraz z lekarzem weterynarii z Powiatowego... 28 lipca 2022, 12:10 Afrykański pomór świń na Opolszczyźnie. Rolnicy są w panice, boją się o trzodę U padłych dzików potwierdzono kolejne na Opolszczyźnie przypadki zakaźnej i groźnej choroby. Wojewoda nakazał robienie ogrodzeń zapachowych w zagrożonych... 18 lipca 2022, 9:43 Afrykański pomór świń w Siedliskach. Legnica i powiat legnicki objęte strefą zagrożenia! Ognisko afrykańskiego pomoru świń wykryto w Siedliskach w gminie Miłkowice. Czy w Legnicy mamy się czym martwić? Szczegóły poniżej. 17 lipca 2022, 12:18 Dziki w Jaworznie niczym samobieżne kosiarki ekologiczne. Zwierzęta coraz śmielej przechadzają się przez miasto. Nowi lokatorzy wprowadzili się w czwartek na osiedle stałe w Jaworznie i żwawo zabrali się za miejskie trawniki. Czy jednak takie ekologiczne samobieżne... 9 lipca 2022, 12:49 Sosnowieccy radni na ratunek dzików i Lasu Zagórskiego. W poniedziałek spotkanie z przedstawicielami Lasów Państwowych Wczoraj pisaliśmy o problemie, który szczególnie mocno dotyka dzielnicę Zagórze - coraz częściej pojawiających się na tamtejszych osiedlach rodzinach dzików,... 7 lipca 2022, 10:01
Twoja książka skupia się głównie na myślistwie i łowiectwie. Można odnieść jednak wrażenie, że jest to książka, w której rozliczasz się ze swoją przeszłością… Zenon Kruczyński: Właściwie nie wiem, co to oznacza: „rozliczać się z przeszłością”. Być może masz na myśli to, że wtedy, gdy naprawdę zobaczyłem, co dzieje się w moim życiu, przeżywałem przez długi czas coś w rodzaju głębokiej żałoby, przygnębienia i smutku. Jako ludzie, wielu rzeczy nie robilibyśmy, gdybyśmy byli w stanie zobaczyć, co naprawdę robimy. Książka pokazuje od wewnątrz świat samych myśliwych i ich los. Powstała jako wyraz mojej fundamentalnej niezgody na fakt, że w naszym ludzkim świecie możliwe jest zabijanie dla rekreacji, hobby, dla sportu myśliwskiego – jak to sami myśliwi nazywają. Dodatkowym, tragicznym aspektem jest to, że ludzkość usankcjonowała prawem tę makabryczną rozrywkę. Fot. Piotr Morawski Książka zbiera w jedną całość racje przeciwników współczesnego łowiectwa. Spojrzenie na współczesne myślistwo zostało w niej rozszerzone o aspekt etyczny, ekologiczny, religijny, duchowy i psychologiczny. Stało się to w rozmowach: z nauczycielem zen sensei Sunyą Kjolhede, znaną na świecie działaczka ekologiczną, dyrektorem Rainforest Information Centre w Lismore w Australii – Ruth Rosenhek, z psychologiem, znakomitym specjalistą w dziedzinie uzależnień – Anną Dodziuk, z żonami czynnych myśliwych – Małgorzatą Grabarczyk i Małgorzatą Szczygieł-Reutt, z lekarzem weterynarii pracującym od dwudziestu lat w swojej klinice w Sztokholmie – Bożeną Montwiłł, za zgodą Polskiego Związku Łowieckiego z Łowczym Wojewódzkim – Piotrem Ławrynowiczem oraz o „świecie mężczyzn” – z psychologiem Wojciechem Eichelbergerem. Twoja osobista przemiana jest wyjątkowa. W środowisku byłych kolegów-myśliwych zapewne jesteś postrzegany jako „nienormalny”. Czy uważasz, że książka „Farba znaczy krew” wywoła jakąś dyskusję w środowisku łowieckim? Ta część moich byłych kolegów-myśliwych, z którymi znamy się od dawna, nie widzi we mnie hm…, dysfunkcji psychicznych. Gdy spotykamy się – rozmawiamy i zachowujemy się normalnie. Nie ma agresji we mnie ani w nich. Choć jakieś napięcie jednak występuje – temat polowania jest starannie omijany. Pojawia się skrępowanie. Jest takie zabawne powiedzenie: nie kantuj kanciarza. Moi byli koledzy i ja dobrze wiemy, czym jest polowanie. Ja jeszcze wiem, czym jest „niepolowanie”. Gdy poznało się coś na wskroś, nie budzi się w człowieku „święte oburzenie”. Lecz jakiś rodzaj podstawowego gniewu we mnie jest. To postawa niezgody na szeroko pojmowane zniszczenie – nie tylko na zabijanie leśnych i polnych zwierząt. Natomiast ta część myśliwych, która mnie całkowicie nie zna i komentuje w Internecie jakieś moje teksty prasowe, czasami uważa wręcz, że mnie w ogóle nie ma, że jestem wymyślony, co mnie bardzo rozbawia. Niektórzy z nich rzeczywiście obcesowo piszą, lecz nigdy nie odnoszą się do podstawowych, ważnych spraw. Raczej bagatelizują, wzruszają ramionami, zamieniają w żart. Nie podejmują poważnej rozmowy. Książka wywoła dyskusję w środowisku myśliwskim, bardziej lub mniej jawną. To wielka, stutysięczna społeczność. Są w niej bardzo różnorodni ludzie. Otwarcie mówisz o tym, że zabiłeś wiele zwierząt. Jakie uczucia towarzyszyły ci, kiedy jako myśliwy strzelałeś do nich? Fot. Piotr Morawski Przypominam sobie uczucie, które nieodłącznie towarzyszy polowaniu, a wstydliwie nie jest ujawniane, ponieważ wiąże się bezpośrednio z aktem zabijania. Trwa krótko i jest intensywne – jest to poczucie ogarniającego całe ciało spokoju , gdy celnie strzelisz i zwierzę zwala się w ogniu strzału. Czasami w agonii miota się na śniegu , próbuje wstać… , pada… , czołga się… i znowu… Jego ciało zostawia na śniegu krwawe ślady. Myśliwi mówią: „pisze na śniegu”. Ostatni list. W końcu nieruchomieje. Koniec. I wtedy w całe ciało strzelającego wlewa się na moment poczucie wyraźnego spokoju. W życiu myśliwego ten akt jest ponawiany wciąż i wciąż na nowo. Gdy zwierzę na twoich oczach po strzale padnie, to na tę chwilę, w tej sekundzie, czujesz się wszechmocny, masz poczucie całkowitego, absolutnego panowania – jesteś Panem Wszechmocnym. Jeśli darujesz życie i nie strzelisz, to też czujesz się Panem, tym razem Wielkodusznym. Zawsze wygrywasz. Ale… mniej więcej co piąta zadana śmierć związana jest ze ściganiem rannego zwierzęcia, dochodzeniem i dobijaniem poharatanego kulami, jeszcze żywego zwierzęcia. Trzeba patrzeć w gasnące oczy. I trzeba patrzeć na to z bliska. Dopiero wtedy musimy rzeczywiście zabić, uczestniczyć w tym w pełni. Widzieć, jak ostatnia kula w nasadę karku targnie poranionym ciałem zwierzęcia i jak uchodzi z niego życie. Takie polowanie, o którym do tej pory rozmawiamy, to jest polowanie wirtualne, podobne do gry komputerowej. Jesteś na ambonie, coś widzisz przez okienko, rozpoznajesz, składasz się, strzelasz i to „coś” znika. Idziesz za dwadzieścia minut na miejsce strzału i to „coś” leży – kawałek dalej lub w tym miejscu, gdzie dosięgła go kula. Ale to jest tylko ciało. Wcześniej nie idziesz, bo według niepisanej etyki myśliwskiej – trzeba dać zwierzęciu umrzeć. Moim zdaniem, rzeczywistym powodem jest to, żeby samemu nie widzieć śmierci. Bo to jest okropne i przejmujące do szpiku kości zdarzenie, kiedy ogląda się umieranie i śmierć. Tym bardziej wtedy, gdy się ją samemu zadało. Pojawia się również lęk – bo czyż można się nie bać tego, co się zabija? Czy pamiętasz, dlaczego zacząłeś polować? To nie był wyraźny, jednorazowy fakt w mojej przeszłości, to raczej cały proces. Wiesz, urodziłem się kilka lat po wojnie, w rodzinie… w ankietach pisałem: „robotniczej, matka nie pracuje”. Podziwiałem i kochałem ojca. Czasami się go bałem, czasami się go wstydziłem, na przykład wtedy, gdy się upił. Niekiedy strasznie go żałowałem – gdy przez kraty bramy nr 3 Stoczni Gdańskiej matka podawała mu zawiniątko z jedzeniem, bo musiał bez przerwy pracować i był bardzo brudny, zarośnięty i taki smutny. Tak bardzo chciałem mu wtedy pomóc. Żeby było mu dobrze, żeby nie był zmęczony i żeby nie musiał chodzić do stoczni. Gdyby to mogło zmienić jego los – oddałbym swoje dziecięce życie. Bardzo chciałem, żeby on mnie kochał. I podziwiał! I jakoś wiedziałem, że gdy będę taki jak ojciec, to właśnie tak się stanie – też będę podziwiany i kochany. Przez ojca i przez wszystkich. Czy chłopiec może chcieć inaczej? W późniejszych czasach niby nie żyłem życiem ojca, miałem swoje sprawy, jakieś środowisko, przyjaciół, dziewczyny, żonę i rozwód. Zawsze ciągnęło mnie do lasu, nad wodę, na ryby, na grzyby. Łowiłem zapamiętale pstrągi w pomorskich rzekach i szczupaki w jeziorach. Z ojcem spotykaliśmy się w domku myśliwskim – ja przyjeżdżałem na ryby sam lub z moją dziewczyną, a ojciec przyjeżdżał z kolegą na polowanie. Pomagałem im czasami, gdy trzeba było szukać rannych dzików, naganiać kaczki albo uprawiać kartofle. Zjadaliśmy złowione przeze mnie szczupaki i okonie, które smażyłem na żeliwnym piecyku – i tak sobota i niedziela mijały nam w lesie. Pewnego razu, w pierwsze upalne dni czerwca, przyjechałem motorem do domku myśliwskiego po raz pierwszy już ze swoją dubeltówką. Miałem 28 lat. Nie ma odpowiedzi na pytanie: „dlaczego zacząłem polować?”. Nie warto pytać. Wiesz, gdybym z moim życiorysem nie zaczął polować, pytanie mogłoby brzmieć: „Jak to się stało, że nie zacząłeś polować tak jak twój ojciec?”. Skąd pojawiły się w tobie wątpliwości co do uczestniczenia w polowaniach? Moje serce stawało się wrażliwe bardzo powoli. Pamiętam, zabrałem na polowanie dziewięcioletniego syna. Strzelałem do dużego dzika, padł w ogniu strzału. Wiedziałem, że już się nie podniesie, nie żyje. Jovan siedział na ziemi cichutko obok mnie, prawdę mówiąc zapomniałem o nim, liczył się tylko ten dzik. I nagle patrzę na Jovana, a on płacze. Pytam go: „Dlacze go płaczesz?”. Jego słowa zostały we mnie na długo: „Bo on tak przed chwilą sobie chodził, pił wodę, jadł, a teraz nie żyje”. To dziecko zobaczyło, jak jedna istota zabrała życie drugiej istocie. Przestałem polować w 1995 roku. Ale już dwa lata wcześniej zaczęło dziać się ze mną coś „dziwne go”. Najpierw zauważyłem, że coraz rzadziej jeżdżę na polowania, strzelam niechętnie, bez emocji. Zacząłem wreszcie coś widzieć! Ale jeszcze niezbyt jasno – to było na razie wyraźniejsze przeczucie. Pojechałem jeszcze na dwa polowania – w maju i lipcu 1995 roku. W maju strzeliłem do słonki. Pamiętam: wieczorna cisza, wszystko niezwykle znieruchomiałe i ciche, daleko na horyzoncie pojawia się jedna jedyna słonka. Jak zaczarowana leci prosto nad moją głową. Podniosłem broń. Spadła na sosnę. Koledzy chwalą mnie za piękny strzał. A ja stoję odrętwiały. Martwy. Lipiec, najważniejsze polowanie w życiu. Wieczór, jasno. Zobaczyłem dwie sarenki w niskim owsie. Patrzyłem na nie z przyjemnością, skryty za drzewem. I nagle z żyta obok wybiegają dwa psy i pędzą prosto na nie. Pierwszy raz w życiu strzeliłem do psa. Raz i drugi. Poczułem swoje ciało, ważyło tonę. Powiedziałem do kolegi, z którym polowaliśmy razem tego dnia: „Ja już nie będę polował. Zawieź mnie do domu”. Nie zaprotestował. Wreszcie zobaczyłem wszystko. Całym sobą poczułem, jak strasznie dużo cierpienia zadałem innym istotom. Z najgłębszych źródeł we mnie usłyszałem – nie zabijaj. Nie rób tego. Bezgłośne, mocne – nie! Czy książka ma obalić mity łowieckie, takie jak choćby ten, że myśliwy najlepiej reguluje populacje zwierząt w lesie? Wielu ludzi godzi się milcząco i z niesmakiem na to całe zabijanie, ponieważ poddani myśliwskiej indoktrynacji sądzą, że „nie ma innego wyjścia”. Po przeczytaniu tej książki, poczują ulgę – zrozumiałe staną się dla nich przyczyny owego osobiście odczuwanego przez nich niesmaku. Już nie muszą się na to zgadzać i nie będą czuli się bezradni, słuchając argumentów o „rozregulowaniu przyrody”, „zimowym dokarmianiu” czy o „braku drapieżników”. Będą wiedzieli. Jeżeli weźmie się pod lupę koronne argumenty łowieckie, ujawnia się ich interesowna powierzchowność, nijak mająca się do tego, co w lesie i na polu widać gołym okiem. Wystarczy przestać wierzyć na słowo myśliwym i szeroko otworzyć własne oczy. Czy dzisiaj łowiectwo ma jakąkolwiek rację bytu? Właściwie nie wiadomo, co by się miało zdarzyć ze strony jeleni, dzików, zajęcy, dzikich gęsi, bażantów czy saren, gdyby ich nie zabijać. Czy zagrażałyby współczesnym ludziom w miastach i na wsiach? Nie znam badań naukowych, które wykazały niezbędność istnienia myślistwa w przyrodzie. Spróbujmy przywołać w wyobraźni obraz przeciętnego myśliwego i zobaczyć go w lesie, z ostrą bronią, strzelającego, później patroszącego sarnę, albo wwożącego do lasu przyczepę buraków cukrowych, pastewnych, kukurydzy, kalafiorów czy też kapusty. Gdy wyobrazimy sobie ten obraz lub zobaczymy go w rzeczywistości, odpowiedź brzmi: myślistwo nie ma żadnej racji bytu. Myślistwo jest niepotrzebne przyrodzie. Właściwie, komu jest potrzebne? Czy jest potrzebne jako zachowanie socjologiczne? To przetarty szlak dla mężczyzn, konwencjonalny. Można poddać się tym zrutynizowanym i sztywnym sposobom życia wśród polujących mężczyzn. Jeżeli nie przekracza się tych wytyczonych ściśle reguł – mężczyźni w tej grupie mogą czuć się w miarę bezpiecznie. Wsiąka się w tę konwencję szybko, bo ma rozbudowany system wzajemnych gratyfikacji, są zwyczaje i tradycje, hejnały, hierarchia ważności, przywileje, ważniejsi i mniej ważni, władcy i poddani, myśliwscy bogacze i biedacy, ekstra polowania z oprawą dla myśliwskiej „szlachty” i biedne koła łowieckie, obowiązkowe składki, legitymacje ze zdjęciem, zezwolenia na broń, święta i dyplomy, nagrody, medale i zawody strzeleckie, jedzenie dziczyzny, zjazdy i bale, stroje, psy i samochody, duży rynek handlowy. Są lepsi i gorsi myśliwi, orły i ofermy, trofea i wyceny, wyścig i rywalizacja, państwowa struktura z władzami krajowymi, sądy łowieckie i wyroki, obwody łowieckie, domki i domy myśliwskie, dziczyzna na imieninowym stole. I to wszystko w całkowicie męskim towarzystwie, wśród kolegów połączonych milczącą zgodą, że będą tej konwencji przestrzegać i podporządkują się jej prawom. I jeszcze broń! Mogę mieć w domu broń – dubeltówkę, bocka, sztucer, kniejówkę, ekspres, flower – całą gamę różnorodnego, zabójczego żelastwa. Do tego specjalna szafa na broń i amunicję, amunicja do zabijania tego, tego i tego, skóry, poroża, szable, piórka, noże, pasy, lornetki, lunety, plamki, latarki, ubrania, piersiówki, buty, czasopisma, zezwolenia na odstrzał z odpowiednią pieczątką, dokumenty. Broń się czyści, konserwuje, „trenuje z nią na sucho”, przestrzeliwuje, pokazuje i chętnie demonstruje innym. Do tego dochodzą weekendy poza domem – przecież poluję! Gdy ogarnie się to wszystko, dopiero można zobaczyć, jaki to ciężki wór bagażu! Ileż różnego rodzaju kosztownych przedmiotów trzeba mieć i ile czasu ze swojego życia poświęcić na polowanie! Trzeba też na to wszystko zarobić i tak zorganizować sobie życie w rodzinie i w pracy, by polowanie było możliwe. Gdy mężczyzna postanawia zostać myśliwym, to ten specyficzny bagaż musi dźwigać on i jego rodzina. Przez całe życie. Gdyby ktoś chciał rozstać się z polowaniem, musiałby tego całego bagażu jakoś się pozbyć. Chyba łatwiej umrzeć! A czy jest potrzebne społeczeństwom? Mam pewność, że dopóki będziemy zabijali zwierzęta – będziemy zabijali siebie nawzajem. Współczesne myślistwo jest obarczone wyjątkowym ciężarem – jest zabijaniem dla rozrywki. Ludzkość akceptuje to, że pewna jej część zabiera innym istotom życie w ramach hobby, czyli dla zabawy. No cóż, akceptuje również zabijanie innych, „obcych” ludzi. Nie rozumiem tego, rozpaczliwie tego nie pojmuję. We właśnie minionym wieku setki milionów normalnych ludzi zabiło setki milionów innych normalnych ludzi. Ta hekatomba robi się wyrazistsza, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że dopiero w 1930 r. liczba ludzi na Ziemi przekroczyła dwa miliardy. To wzajemne, mordercze wyniszczanie trwa. Piąte przykazanie to wyschnięta na wiór, martwa atrapa – nie odnosi się do żadnych istot. Czy kultura łowiecka uczy szacunku do przyrody? Myśliwi często podkreślają, że chronią przyrodę… Myśliwskie „koronne argumenty” próbują przekonać ludzi, że zabijanie zwierząt wynika wyłącznie z konieczności. Że najważniejsze, to „hodowla”, „dokarmianie”, „regulacja”, że to z powodu braku drapieżników i że konieczna jest jakaś selekcja: „wedłu g mnie jesteś gorszy i dlatego cię zabiję”. „No… ta przyroda jest wspaniała…, a ten strzał to naprawdę ostateczność”. Każdy, kto choć trochę poznał to środowisko, miał okazję usłyszeć to całkowicie sprzeczne zdanie. Gdy polowałem, spotkania ze zwierzętami, do których nie mogłem strzelić, nie budziły we mnie emocji. Na chwilę zatrzymywałem się, by popatrzeć na łanię z cielakiem, ale po chwili ruszałem dalej, bo szukałem rogacza – jego chciałem zabić! Skupiałem się, tak jak reszta, głównie na dzikach, jeleniach i sarnach. Myśliwi nie są w stanie zrobić nicdla ochrony gatunków, które są zagrożone wyginięciem. Na gatunki zagrożone wyginięciem się nie poluje, a to dla myśliwych oznacza, że są one poza ich zainteresowaniem. Najwyżej mogą nie zabijać jakichś zwierząt. Pamiętam, jak na Żuławach z roku na rok spadała ilość zajęcy. W dwudziestu myśliwych, w jeden krótki zimowy dzień, zabijaliśmy ponad sto szaraków. Potem, z upływem lat, zaczęło ich być coraz mniej. Zabijaliśmy czterdzieści, trzydzieści, dziesięć, pięć. Zdarzało się, że polowanie przerywano w połowie dnia. Z nudów, bo padł jeden zając na dwadzieścia strzelb. I co? Przestaliśmy polować w następnym sezonie? Nie! Nie przyszło nam to do głowy, bo liczy się tylko polowanie. A gdyby coś nas tknęło w sprawie zaprzestania polowań, to co moglibyśmy zrobić, aby zahamować spadek liczby zajęcy? Nic! I dlatego chodziliśmy przez pół dnia za jednym zającem. W gruncie rzeczy przeczuwaliśmy też, że to, czy będziemy, czy nie będziemy ich zabijać, niczego nie zmieni. Byliśmy bezradni. Zajęcy będzie coraz mniej. Trzeba poczekać kilka lat, to potem będzie więcej. „Samo się zrobi”, bo to jest przyroda – i na to liczyliśmy, na cud natury. I tak się stawało – z latami zabijaliśmy dziesięć, dwadzieścia… Ale już nigdy sto. Ostatniego tura też ktoś zabił na polowaniu. Gdyby zdjąć embargo na odstrzał wilków – już po nich! Pewnego razu, w maju, siedzieliśmy wieczorem przy ognisku. Śpiewały ptaki – głównie kosy. Jeden z mężczyzn zapytał: „Ty, a co to za ptak tak śpiewa?”. Chodziło o pospolitego kosa. Mężczyzna, który pytał, był myśliwym. Czy ludzie z taką świadomością przyrody mogą coś dla niej zrobić? Ten człowiek usłyszał śpiew ptaka i zapytał. Teraz wie. Ilu myśliwych „nie usłyszy nawet kosa”? Odnoszę wrażenie, że większość myśliwych ma żenującą wiedzę przyrodniczą. W czasie, gdy chodziłem na kurs dla kandydatów na myśliwych, w programie nie było nawet okrucha wiedzy o wzajemnych współzależnościach i związkach w przyrodzie. Po co?! Zresztą, który z grona wykładowców byłby w stanie podjąć taki temat? To jest przecież kurs dla przyszłych myśliwych! Regulamin polowań, zwierzyna łowna, pies, broń, prawo łowieckie, ambony, statut – to były ważne tematy. Potem, już jako myśliwi, szliśmy z gładką i ostrą bronią do lasu i na pola, aby „utrzymywać równowagę przyrody”, „regulować populację”, „zastępować drapieżniki”, „selekcjonować”, „gospodarować zwierzyną łowną” i „dokarmiać”. Łowiectwo to spory biznes. Pewnie na własne oczy widziałeś, jacy ludzie polują. Czy to prawda, że myśliwymi są ludzie elit, którzy podczas łowieckich spotkań załatwiają różne interesy? Polują naprawdę różni ludzie, to przekrój całego społeczeństwa, a są w nim także elity. Lobby myśliwskie to bardzo poważna siła polityczna, skutecznie działająca na rzecz swoich interesów w imię wspólnej rozrywki. Ma bardzo mocne, głębokie powiązania, które są subtelnym, niewidzialnym, ale wręcz stalowym spoiwem tej społeczności. W Polsce, w czasie trwania kadencji sejmu 2001-2005 co szósty senator lub poseł był myśliwym. Wyobraźmy sobie, że taki myśliwy jest radnym, posłem, senatorem czy też ministrem w jakimkolwiek układzie politycznym. Co się zdarzy, gdy jakaś sprawa zagrażająca w jakikolwiek sposób myślistwu trafi na jego biurko? Innymi słowy: co się zdarzy, gdy coś lub ktoś zagrozi temu, co jest mu najbliższe i najdroższe? Pewien bardzo wówczas wpływowy minister, na posiedzeniu rządu dotyczącym parków narodowych, walczył jak lew o zmianę w projekcie ustawy wyrażenia „opinia” na „zgoda samorządów lokalnych”. Wywalczył! I premier nakazał wpisanie takiej zmiany do projektu ustawy. O co tu chodzi? O Puszczę Białowieską, w której ów człowiek ma leśny dom i właśnie tam poluje. Pozostawienie słowa „opinia” przybliża objęcie całej Puszczy prawami parku narodowego. Oznaczałoby to, że w ostatnim pierwotnym lesie na całym niżu europejskim, w Puszczy Białowieskiej, wyniszczanej od lat dwudziestych minionego stulecia przez Niemców i Anglików, a w obecnych czasach wyniszczanej z jakąś taką ponurą zaciekłością przez państwowe (!) przedsiębiorstwo, skończyłoby się wyrzynanie drzew i zabijanie żyjących tam zwierząt. Nie ma polowań! Wpisanie słowa „zgoda” do tej ustawy pozwala robić to w Puszczy Białowieskiej jeszcze przez wiele lat, bo łatwiej wywierać naciski na samorządowe władze lokalne, od których akceptacji, w takiej sytuacji prawnej, wiele zależy. W wyniku zapisu w ustawie, na losy tego reliktowego lasu wielki wpływ mają władze trzech puszczańskich gmin i Administracja Lasów Państwowych, która wyrzyna tam rocznie i wywozi grubo ponad 100 tysięcy metrów sześciennych (!) kłód różnych drzew. Żeby wywieźć taką masę drewna, z częstotliwością co dwadzieścia minut, różnymi drogami, wyjeżdża z Puszczy wielki pojazd załadowany „pod sufit” pniami. „Dziedzictwo Ludzkości” – taki napis widnieje nad bramą niedużego obszaru ochrony ścisłej w Puszczy Białowieskiej. Ironia czy co? Indianie mówią: „Wskocz w jego buty”. Gdybym był w sytuacji tego ministra – właśnie tak bym postąpił, ponieważ nie chciałbym tego całego, naprawdę poważnego zamieszania w życiu, związanego z poszukiwaniem nowego łowiska, sprzedażą jednego domu, szukaniem lub budową drugiego, przeprowadzką, poznawaniem nowych ludzi w kole łowieckim. O nie! Tylko nie to! Walczyłbym jak tygrys. Myśliwi na każdym „stołku” wiedzą, jak chronić swoje interesy. I nie muszą toczyć narad, ustalać strategii, podpisywać porozumień – wiedzą „sami z siebie” i w jednej chwili, co trzeba robić, ponieważ te sprawy dotyczą najbliższej ich ciału koszuli. Polują niemal sami mężczyźni. Jak myślisz, dlaczego tak jest? W swojej książce publikujesz rozmowy z żonami myśliwych – jakimi refleksjami dzieliły się z tobą? Polują mężczyźni, bo są fizycznie więksi i silniejsi od kobiet. Ale widziałem też ładną, uśmiechniętą, zadowoloną kobietę z zakrwawionymi rękoma przy patroszeniu sarny. Lecz przyznać trzeba, że to rzadkość. Całe szczęście niewielu kobietom robi się taki niezrozumiały „przekręt” w głowie. Niektóre z nich obecne są w myśliwskim sposobie życia w inny sposób, inaczej wspierają myślistwo. W jaki sposób? Widzę ważny, wspierający myślistwo udział kobiet. Żony myśliwych mają na stole dziczyznę, robią uczty imieninowe czy inne. Czują się wtedy lepsze od innych kobiet. Wiem to z ich relacji. Są również, tak jak wielu innych ludzi, uwiedzione przez tę przebogatą retorykę myśliwską. Pewnie też odzywa się w tym jakiś kobiecy atawizm, zgodnie z którym poczucie wartości samicy wzrasta, jeżeli została wybrana przez samca zwycięzcę. „Zwycięzcę”, ponieważ w tej konwencji przyjmuje się, że gdy zakatrupiłeś z karabinu jakiegoś zwierzaka – „jesteś gość”. Kobiety dając takie potwierdzenie swoim męskim partnerom życiowym – współuczestniczą w reperowaniu, nienajlepszego zazwyczaj, męskiego samopoczucia. Grają w jego grę, przyjmują nie dla nich napisany scenariusz za swój – i wierzą w niego, jakby był ich. Znam kobietę, która zorganizowała to hobby mężowi, była reżyserem wszystkiego. Zbudowała nawet paśnik, który on miał postawić w ramach wymogów podczas stażu myśliwskiego. Myśliwi chcieliby być widziani przez kobiety jako osoby bardziej męskie, obdarzone szczególnymi umiejętnościami, których inni nie mają. Roztaczają wokół siebie aurę, że umieją robić coś, czego wielu mężczyzn nie potrafi, że trzeba być naprawdę nie byle kim, takim „stuprocentowym facetem”, żeby polować. Chcieliby także, żeby kobiety ich za to podziwiały, co jest dosyć ryzykowne, bo znam kobiety, dla których fakt, że mężczyzna jest myśliwym, dyskwalifikuje go w ich oczach. Myśliwi chcą być postrzegani jako tak zwane jurne chłopy. Zapewne podobają się niektórym kobietom w tym maskującym stroju i odpowiednim kapelusiku na głowie, z karabinem na plecach i innymi gadżetami – terenowy samochód dobrej marki jest bardzo pożądany. Mój ojciec nie żyje już ponad dwadzieścia lat, a moja matka niedawno powiedziała: „Tak naprawdę, to życie z myśliwym było marne. Pewna część pieniędzy, nie wiadomo jaka, szła na polowanie – na to zawsze się znalazły. Ojca prawie nigdy nie było w domu. Ja byłam ciągle sama i to nie było dobre życie”. Moja mama ma 84 lata. Nigdy do tej pory tego nie powiedziała. Od kilku lat zaangażowałeś się w działania dla ochrony Puszczy Białowieskiej i ochrony drzew przydrożnych i miejskich. Dlaczego Twoim zdaniem warto chronić przyrodę? Choćby dlatego, że jest piękna! Nie istnieje inne piękno na Ziemi. Jak można nie chronić piękna wszelkiego istnienia? Wczoraj koleżanka opowiadała o swojej miesięcznej włóczędze po Kubie. Tam jest brzydko, bo zniszczona jest przyroda. Lesistość 11% – kiedyś prawie 100%. Wszystko zostało wycięte dla założenia plantacji trzciny cukrowej. Wszędzie, gdzie zniszczona jest przyroda – jest brzydko, całe istnienie, łącznie z ludźmi, źle się tam czuje, choruje. Niszczenie przyrody, poszerzanie urbanistycznej brzydoty wokół nas, śmieci, niestaranność życia i jedzenia, plaga naszych czasów, czyli „niemanie czasu”, o której myślę, że jest jedną z głównych chorób cywilizacyjnych, degenerujących życie na wszystkich poziomach – to wszystko razem wzięte, ma dramatyczny wymiar. Źródło tej hekatomby bije wewnątrz każdego z nas i każdy z nas ma w tej osobistej, intymnej sprawie coś poważnego do zrobienia. To nie jest jakaś mała gra – w tej najważniejszej grze naszego życia chodzi o najgrubszą zwierzynę! Nauczyciele duchowi mówią, że wszystko jeszcze jest możliwe, naprawdę nie wiadomo w jakim kierunku to się potoczy. Jest takie powiedzenie: „Nawet na dzień przed końcem świata warto zasadzić drzewo”. Sensei Sunya Kjolhede opowiedziała kiedyś anegdotę, która kilka razy wydobyła mnie z przygnębiającego zniechęcenia: Zenon Kruczyński „Premier Winston Churchill u schyłku swojego życia został zaproszony na uroczystość do college’u, do którego w młodości uczęszczał i z którego został wydalony za brak postępów w nauce. Miał wygłosić mowę do młodych abiturientów. Gdy przyszedł na to czas, podniósł się ze swego miejsca i… długo milczał… W końcu chrapliwie przemówił: — Nie poddawajcie się… nigdy! Usiadł, ciężko oddychał… Po paru chwilach wstał znowu, zrobił krok do mikrofonu i powiedział: — Nigdy się nie poddawajcie! I usiadł. To był koniec mowy”. Dziękuję za rozmowę. Zenon Kruczyński – ur. w 1950 r. w rodzinie myśliwskiej, podtrzymywał tradycję rodzinną przez kilkadziesiąt lat. Przestał polować w wieku dojrzałym. Obecnie, podążając ścieżką swoich wieloletnich zainteresowań i wykształcenia, zajmuje się prowadzeniem wraz z pracownią psychologiczną „Makami Nature” warsztatów rozwoju osobistego „Energia w działaniu” i autorskich warsztatów „Wgląd w relację pomiędzy ludźmi a zwierzętami”. Jest współpracownikiem Instytutu Psychoimmunologii w Warszawie. Czynnie zaangażowany w działania na rzecz środowiska. Ma żonę i dwoje dzieci. Wegetarianin, praktykuje zen.
polowanie na dziki rumunia